piątek, 2 listopada 2012

PRĄD

Od poniedziałku nie miałam prądu. Huragan narobił tu mnóstwo szkód. Drzewa walające się wszędzie, linie pozrywane. Wieczorem w poniedziałek nagle wszystko zgasło. Hostka mówi "tak czułam więc zaczęłam zbierać wszystko w jedno miejsce (latarki, świeczki itp.)" No dobra myślę sobie, niezły ubaw. Niestety nie było tak kolorowo...Z powodu braku prądu nie działało ogrzewanie, kuchenka (no bo na prąd), mikrofalówka, kablówka no wiadomo tak naprawdę wszystko. Hostka mówi "śpisz w pokoju A. lub na kanapie na dole, bo na górze jest niebezpiecznie". Ja spojrzałam na hosta, on na mnie i się zaczęliśmy śmiać. Powiedziałam, że zdecydowanie śpię na górze. Hostka "dobrze jak chcesz, ale bierzesz dodatkowy koc i latarkę". Na co ja mówię, że nie potrzebuję koca, a latarkę mam w telefonie więc dam sobie radę. Hostka "jak chcesz spać na górze to masz zabrać te rzeczy, inaczej śpisz na dole" Więc mówię ok, ok, ale naprawdę nie potrzebuję. Szczerze to nie był zbyt genialny pomysł. Noc przetrwałam i nic mi się nie stało, ale drzewa obijające się o dach nie były najprzyjemniejszym odgłosem ;) Myślałam, że we wtorek rano prąd będzie z powrotem, niestety. Hości stwierdzili, że jedziemy gdzieś na śniadanie. To co widziałam po drodze nie napawało optymizmem. Większość miejsc była zamknięta z powodu braku prądu. Drzewa na dachach domów, na ulicach blokujące drogi itp. Jak znaleźliśmy miejsce, gdzie można było zjeść to czekaliśmy w kilometrowej kolejce na stolik. Pożyczyliśmy agregat od brata hostki, ale w sumie to tylko lodówka była do niego podłączona, a i tak zżerał masakrycznie dużo gazu. Stacje bez gazu, a jak się trafiła jakaś działająca to kolejka przez pół miasta. Hostka gotowała na grillu, a wieczorami siedzieliśmy przy świeczkach. Wczoraj jak się zdecydowałam wziąć zimny prysznic to myślałam, że zamarzne po czym się dowiedziałam, że jedziemy do jej brata, który ma prąd żeby wziąć gorący prysznic. Dziś z tego m.in. powodu pojechaliśmy do mamy hostki bo u nich odzyskali prąd wczoraj. W mieście gdzie mieszkają rodzice hostki zginęło podczas huraganu dwoje chłopców. Jeden to syn znajomej mamy hostki. Wszyscy byli w salonie jak runęło drzewo, matka była ranna, a syna po prostu przygniotło! Dziś jak wracaliśmy to patrzymy, a na ulicy niedaleko świecą się światła! Dojeżdżamy, a tu przed domem i w środku jasno!! Wreszcie!

3 komentarze:

  1. Grunt, że Tobie się nic nie stało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :* :* też się cieszę :P a w ogóle dobrze, że napisałaś, wiem, że żyjesz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś jeszcze ciągnę ;) Odezwę się w weekend :*

      Usuń