środa, 12 grudnia 2012

79

 Nie wiem jak zatytułować tego posta bo nie jest on na jakąś specjalną okazję. Przez czas odkąd tu jestem sporo się wydarzyło, ale jakoś nie za bardzo udaje mi się prowadzić bloga regularnie i pisać o ważnych sprawach. Pominęłam dwa ważne dla Amerykanów święta :D W okolicach Halloween miałyśmy party dla au pair'ek. Z racji, że nie chciałam wydawać fortuny na przebranie to tylko umalowałam twarz :)

Przed Halloween wybrałam się z hostką, dziećmi i jej rodziną na farmę gdzie zbieraliśmy jabłka. Taka ich tradycja. Można też było kupić sobie dynie.





Po pikniku pojechaliśmy do rodziców hostki gdzie zrobiłam swoją pierwszą halloweenową dynię.

Samo Halloween ze względu na huragan było, przynajmniej u mnie, niezbyt ciekawe. Poszłam z hostami ich znajomymi i dużą A. na "trick or treating", zebraliśmy trochę słodyczy i wróciliśmy bo na ulicach przez brak prądu nie było światła. Niestety nie udało mi się zrobić zdjęcia dekoracji halloweenowych domu w sąsiedztwie bo zgarnęli je przed huraganem, mam tylko jedno zrobione gdzieś, kiedyś po drodze :D


Thanksgiving spędziłam u rodziny hosta w Indianie. Wyjechaliśmy w środę ok.13, zatrzymaliśmy się w Ohio na nocleg, rano śniadanie i dalej w drogę. O 11 w czwartek byliśmy na miejscu. Wieczorem zjedliśmy świąteczny obiad. W piątek pojechaliśmy na rodzinną plantacje choinek wybrać drezwko dla rodziny siostry hosta i spotkać Mikołaja :) W sobotę po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę powrotną. Myślałam, że tak długa podróż samochodem z dziećmi będzie bardzo męcząca, ale było ok. Dziewczynki były grzeczne :) Nawet udało mi się zobaczyć panoramę NYC nocą bo host wybrał inną drogę :)

6.12 były Mikołajki, święto nie obchodzone tutaj. Rozmawiałam z hostką i sisotrą hosta na temat naszych tradycji świątecznych i wspominałam im o tym dniu. Ku mojemu zaskoczeniu po powrocie z pracy hostki dostałam prezent. Byłam naprawdę w szoku bo się nie spodziewałam, że w ogóle zapamięta ;) Oto co dostałam :)
 Kartka z okładką po POLSKU i kartę do Starbucksa na 30$ :)
 Potem wyszliśmy sobie na obiad. Dzwoniła też siostra hosta "no bo 6.12 ro u was święto i tak myślałam o Tobie" :) Było to naprawdę bardzo miłe!!!!

Ten weekend był intensywny, ale bardzo pozytywny :) W piątek wybrałyśmy się z dziewczynami zjeść coś na mieście. Wybrałyśmy typowo amerykańską restaurację serwującą burgery potem shake o smaku masła orzechowego i czekolady w Lucky's. W sobotę z racji wolnej chaty u koleżanki pizza i filmy, a w niedzielę au pair meeting czyli łyżwy.












W zeszłą niedzielę kupiliśmy choinkę. Postała sobie tydzień żeby gałęzie trochę się wyprostowały no i w tą sobotę ją ubraliśmy. Dostałam też swoją skarpetę :)






To taki post o wszystkim. W sumie chyba najważniejsze rzeczy, które się wydarzyły ostatnio. Jak bym pisała regularnie to by było parę postów ;) Najważniejsze, że czuję się tu naprawdę dobrze i mam wspaniałą rodzinkę!

poniedziałek, 26 listopada 2012

63

Tyle dni wskazuje mój licznik. Nie mogę uwierzyć, że tak szybko zleciały dwa miesiące tutaj. Notka Kasi natchnęła mnie do napisania o tym jak wygląda mój rozkład zajęć.

Gdy tu przyjechałam to przez prawie miesiąc nie pracowałam. Hostka miała urlop macierzyński. Jeździłyśmy z dziećmi do parku, na plac zabaw. Poznałam jej rodzinę, część znajomych. Ten czas wspominam bardzo miło :)

Teraz moje dni wyglądają tak:

Pracuję zazwyczaj 8-16 czyli wychodzi 40godzin/tydzień. Gdy host musi pojechać do biura wtedy zaczynam o 7.30, bo hostka zawozi go na pociąg. Zauważyłam, że host maksymalnie jeździ do NYC dwa razy w tygodniu. Pozostałe dni pracuje z domu lub jest w podróży służbowej.  Taka podróż trwa od dwóch dni do tygodnia w zależności gdzie akurat musi pojechać. Raz lub dwa razy w miesiącu hostka ma coś w rodzaju konferencji w pracy i bywa, że musi wyjść wcześniej. W najgorszym wypadku zaczynam więc o 7. Zdarza się to bardzo rzadko gdy konferencja pokryje się z wyjazdem hosta do biura.

Moje obowiązki polegają głównie na opiece nad dziećmi. Gdy zmywarka jest pełna to ją uruchamiam, jak tego wymaga to ją opróżniam. Jak zobaczę, że kosze z praniem dzieci są pełne to mam wstawić pranie (zrobiłam to chyba 2 razy). Przygotowuję i podaję lunch starszej A., jak zobaczę, że coś się kończy i trzeba dokupić to mam zapisać na tablicy. Po zabawie mam posprzątać zabawki przy czym mam uczyć starszą A. sprzątania po sobie więc mamy to robić razem.

Poniedziałek to dzień, w którym duża A. nie ma zajęć w przedszkolu. Schodzę na dół w zależności jak zaczynam, zazwyczaj o 8. Witam się z rodzinką. Dziewczynki najczęściej są ubrane. Duża A. je śniadanie. Zazwyczaj nie ubieram dzieci i nie przygotowuję śniadania dla starszej. Robię sobie coś do jedzenia. Siadam i jem przy okazji pilnując starszej. Mała śpi w swoim siedzeniu lub coś tam sobie gaworzy. Hości/hostka wychodzą do pracy. Zostaje z dziewczynkami do 16. Około 13 przygotowuję lunch dla starszej. Po lunchu sprzątam (naczynia do zmywarki, ścieram stół). W międzyczasie karmię małą A., je zazwyczaj co 3 godziny; przewijam itp. Jak jest ładna pogoda (była :D) to je zabieram na plac zabaw. Jak pogoda jest kiepska to czasem jeździmy do biblioteki lub gdy mała śpi wychodzę tylko ze starszą na podwórko. Resztę czasu spędzamy na zabawie w domu. O 16 hostka wraca z pracy i jestem wolna.

Wtorek-Piątek
Poranek wygląda podobnie. O godzinie 9 ubieram dziewczynki do wyjścia. Najczęściej lunch dla starszej przygotowuje hostka. Czasem prosi mnie by coś dorzucić. Pakuję je do samochodu i jedziemy do przedszkola. Zajęcia zaczynają się o 9.15. Wracam do domu z małą A. Do godziny 12 zajmuję się tylko nią. Karmię, przewijam. Gdy mała jest przebrana i najedzona to najczęściej zasypia. O 12 jedziemy odebrać starszą z przedszkola. Jesteśmy w domu o 12.30. Lunch i zabawa do 16.

Weekendy mam najczęściej wolne. Czasem gdy hości chcą gdzieś wyjść to zostaję w weekend z dziewczynkami (zdarzyło się tak chyba 3 razy). Grafik na kolejny tydzień dostaję w niedziele wieczorem, chociaż w zasadzie to najczęściej mówią mi o której mam być na dole w poniedziałek, a hostka wieczorem w niedziele mi rozpisuje wszystko i ja sobie sprawdzam w poniedziałek. Pensję dostaje w piątki. Ze względu na "super" pamięć mojej hostki bywa, że jest to niedziela :D Nigdy nie dostałam pensji później niż w niedziele. Hostka mi powiedziała, że jak jej się zdarzy zapomnieć dać mi czek w piątek to mam jej powiedzieć i tyle ;)

piątek, 2 listopada 2012

PRĄD

Od poniedziałku nie miałam prądu. Huragan narobił tu mnóstwo szkód. Drzewa walające się wszędzie, linie pozrywane. Wieczorem w poniedziałek nagle wszystko zgasło. Hostka mówi "tak czułam więc zaczęłam zbierać wszystko w jedno miejsce (latarki, świeczki itp.)" No dobra myślę sobie, niezły ubaw. Niestety nie było tak kolorowo...Z powodu braku prądu nie działało ogrzewanie, kuchenka (no bo na prąd), mikrofalówka, kablówka no wiadomo tak naprawdę wszystko. Hostka mówi "śpisz w pokoju A. lub na kanapie na dole, bo na górze jest niebezpiecznie". Ja spojrzałam na hosta, on na mnie i się zaczęliśmy śmiać. Powiedziałam, że zdecydowanie śpię na górze. Hostka "dobrze jak chcesz, ale bierzesz dodatkowy koc i latarkę". Na co ja mówię, że nie potrzebuję koca, a latarkę mam w telefonie więc dam sobie radę. Hostka "jak chcesz spać na górze to masz zabrać te rzeczy, inaczej śpisz na dole" Więc mówię ok, ok, ale naprawdę nie potrzebuję. Szczerze to nie był zbyt genialny pomysł. Noc przetrwałam i nic mi się nie stało, ale drzewa obijające się o dach nie były najprzyjemniejszym odgłosem ;) Myślałam, że we wtorek rano prąd będzie z powrotem, niestety. Hości stwierdzili, że jedziemy gdzieś na śniadanie. To co widziałam po drodze nie napawało optymizmem. Większość miejsc była zamknięta z powodu braku prądu. Drzewa na dachach domów, na ulicach blokujące drogi itp. Jak znaleźliśmy miejsce, gdzie można było zjeść to czekaliśmy w kilometrowej kolejce na stolik. Pożyczyliśmy agregat od brata hostki, ale w sumie to tylko lodówka była do niego podłączona, a i tak zżerał masakrycznie dużo gazu. Stacje bez gazu, a jak się trafiła jakaś działająca to kolejka przez pół miasta. Hostka gotowała na grillu, a wieczorami siedzieliśmy przy świeczkach. Wczoraj jak się zdecydowałam wziąć zimny prysznic to myślałam, że zamarzne po czym się dowiedziałam, że jedziemy do jej brata, który ma prąd żeby wziąć gorący prysznic. Dziś z tego m.in. powodu pojechaliśmy do mamy hostki bo u nich odzyskali prąd wczoraj. W mieście gdzie mieszkają rodzice hostki zginęło podczas huraganu dwoje chłopców. Jeden to syn znajomej mamy hostki. Wszyscy byli w salonie jak runęło drzewo, matka była ranna, a syna po prostu przygniotło! Dziś jak wracaliśmy to patrzymy, a na ulicy niedaleko świecą się światła! Dojeżdżamy, a tu przed domem i w środku jasno!! Wreszcie!

poniedziałek, 29 października 2012

Dzień pierwszy u rodzinki.

Znowu długa przerwa w postach :) Chciałam opisać każdy dzień z osobna, ale nie wiem czy uda mi się przypomnieć sobie wszystko co się działo do tej pory. Tak jestem tu już miesiąc tzn. u rodzinki :) Czasu na pisanie nie ma wiele, a jak jest to się nie chce ;) Z powodu nadchodzącego huraganu szkoły są jutro zamknięte. Dla mnie to oznacza właściwie dzień wolny bo hostka jest nauczycielką ;) Dziś kupiłam sobie gruuuby zeszyt, w którym chcę opisać mój rok tutaj :D No mam nadzieję, że to będzie rok :D

Jak napisałam wcześniej chciałabym opisać każdy dzień tu spędzony by po roku mieć pamiątkę ;) Sądzę, że nie uda mi się to na blogu, ale być może papierowy pamiętnik (dziennik właściwie) zda egzamin :)

Dnia pierwszego, a zarazem ostatniego dnia szkolenia zapakowali nas do autobusów i wysłali do rodzin. Podczas zdawania pościeli dziewczyny pracujące w training school pytały czy na pewno znamy numer autobusu i przystanek, na którym powinniśmy wysiąść. Po pożegnaniach (buziaki Gosia :*****) wreszcie wyruszyliśmy...Dla mnie to była krótka przejażdżka bo wysiadałam na pierwszym przystanku White Plains, NY. Reszta ludzi pojechała dalej do CT i MA. Właściwie to mieszkam w CT, ale bliżej było hostce przyjechać na pierwszy przystanek. Pogoda była tragiczna. Cały czas padał deszcz. Samo spotkanie z hostką było dla mnie najbardziej stresującą rzeczą tutaj :) Wysiadłyśmy, około pięciu dziewczyn, czekały jakieś może dwie hostki. Mojej nie było. Stres się powiększał ;) Zastanawiałam się czy pomimo skype'a i zdjęć ja poznam ją i ona mnie :D Za około pięć minut wychodzi zza rogu, poznałam ją jeeee :P Podeszła przytuliła mnie i powiedziała, że cieszy się, że mnie widzi :) tak wiem chciała być miła ;) Potem zabrałam bagaże i do samochodu. Dziewczynki spały w samochodzie. W drodze do domu sporo mówiła i ku mojemu zdziwieniu ja też potrafiłam z nią porozmawiać :D Myślałam, że z tego stresu nic nie powiem :) W międzyczasie obudziła się starsza więc się z nią przywitałam. Hostka powiedziała "to jest Gosia, będzie z nami mieszkać i pomoże opiekować się Twoją siostrą", na co A. "Gosia już wraca" :P hostka "nie, Gosia nie wraca, zostaje i będzie mieszkać z nami". Po półgodzinie wreszcie dotarłyśmy do domu. Dałam A. mały prezent, który kupiłam by dać jej jak tylko ją zobaczę, ale ze względu na deszcz nie wysiadła z samochodu no i spała. Hostka z dziewczynkami oprowadziła mnie po domu i pokazała mi mój pokój. Widziałam go przez skype'a, ale wyglądał trochę inaczej. Jak powiedział host, "C. zrobiła kawał dobrej roboty by pokój wyglądał tak jak wygląda". Weszłam, patrzę, a tam zdjęcia, które im wysyłałam (mojej rodzinki) mam wydrukowane i porozstawiane wszędzie w pokoju. To był naprawdę super prezent! Akurat był czas na lunch. W tym czasie przyjechał host, który wrócił z podróży służbowej. Po lunchu właściwie nie wiedziałam co robić ;) trochę posiedziałam z nimi, pobawiłam się z A. no i dałam im prezenty. Oczywiście najbardziej host się cieszył z butelki wódki ;) Po rozpakowaniu był czas na dinner, nie wiem jak to napisać bo to właściwie taka obiado-kolacja. I tak minął mi pierwszy dzień u rodzinki :)


piątek, 12 października 2012

NYC

No cóż postanowiłam napisać nowego posta, a że akurat mam chwilkę wolnego to ją wykorzystuje. W czwartek 27.09 po męczącym szkoleniu pojechaliśmy na wycieczkę do NYC. Tak jak w większości agencji (chyba :D) jest to bardzo szybkie i intensywne zwiedzanie ;) Najpierw zatrzymaliśmy się przy Staten Island Ferry gdzie czekał na nas nasz przewodnik. Facet jest niesamowity, każdy patrzył się na nas jak na debili podążających za gościem wymachującym nad głową New York Times'em ;) Szybko wsiedliśmy na statek i przejechaliśmy się aby zobaczyć z daleka :D Statuę Wolności. Potem bieg do autokaru i podróż do SoHo aby spróbować "american cheesecake". Następny przystanek Central Park, potem Top of The Rock no i czas wolny czyli Time Square. W sumie jak na tak niewiele czasu to udało nam się sporo zobaczyć. No i zaoszczędziłam na wycieczce bo dostałam ją w prezencie od hostów :D Dobra po co pisać wstawię parę fotek. Zdjęcia nie są najlepsze bo kiepski ze mnie fotograf no i mam kiepski aparat :D












poniedziałek, 8 października 2012

Training School

Hej ;)

Więc wreszcie po dość długim czasie postanowiłam się odezwać. Pierwszy post z USA będzie o szkoleniu. W sumie już tydzień jestem u rodzinki, ale w szkole nie miałam czasu i natchnienia na pisanie.

Lot do USA przebiegł bez żadnych większych problemów. Samolot z Warszawy do Londynu był opóźniony już w Warszawie po późno wylądował i czekaliśmy aż ludzie wyjdą żebyśmy mogli wejść. Pożegnanie na lotnisku odbyło się bez większych dramatów :D Lot do Londynu był dość krótki. Lotnisko Heathrow jest olbrzymie. Musiałyśmy zmienić terminal więc jechałyśmy autobusem ok. 10 minut. Czasu nie miałyśmy za wiele więc gnałyśmy jak szalone. Po dotarciu na odpowiedni terminal pomyślałam no to teraz tylko odpowiedni gate i gotowe ;) Niestety do samego gate'u trzeba było jechać specjalnym "metrem" ok. 3-5 min. Jak już dotarłyśmy to powoli zaczynali otwierać gate. Myślałam, że sobie coś kupię na lotnisku, usiądziemy napijemy się kawy itp. tymczasem zmęczone przeprawą weszłyśmy na pokład. Lot od Newark mimo długiego czasu (ok. 8 godzin) szybko mi minął. Oglądałam filmy, seriale no i pospałam :D Jedzenie, które dawali w samolocie też ok, a słyszałam, że dają kiepskie ;) Jednak zmiana czasu i dłuuuuga podróż dała mi w kość. Na lotnisku w Newark sporo czekałyśmy aż nas ktoś odbierze. Wreszcie po telefonie do Training Shool i pomocy obsługi znalazł się nasz driver :P Kolejna ok. 1,5h podróż tym razem busem i byłyśmy na miejscu. Taaak wreszcie można było odpocząć. Niestety jak większość osób z CC wie zajęcia zaczynają się o 8.15, a śniadanie jest od 7 do 8. Spać i tak nie mogłam na tych trzeszczących materacach ;) Dwa dni szkolenia z przerwami i wreszcie w czwartek wycieczka do NY :) Samo szkolenie ok bo można poznać wiele osób. Tematy poruszane na szkoleniu różnie raz bardziej ciekawe, raz mniej. Jak dla mnie ze względu na to co robiłam w Polsce nauka o chorobach dziecięcych nie była nowością chociaż uważam, że każdy, a na pewno w Polsce wie o nich sporo. Słynne szkolenie z "szalonym" policjantem było chyba najlepsze z tych dwóch (prawie trzech) dni szkolenia :)


CAMPUS
WPÓŁLOKATORKI
LIZ, ESTHER, VERENA


POCZĘSTOWAŁAM DZIEWCZYNY POLSKIMI PIERNIKAMI ;)



SŁYNNY POLICJANT


MOJA KLASA


POLISH SINGING TEAM


CZYTAM SWOJE SERDUSZKO Z ŻYCZENIAMI 


 PRZEDSTAWIAMY NASZĄ PRACĘ (GRA DLA DZIECI)

niedziela, 23 września 2012

Jutro

To już jutro...Jutro zaczynam przygodę życia!

Część rodzinki już pożegnałam. Część pożegnam rano i już na lotnisku. Myślałam, że przed wylotem będę miała więcej myśli w głowie. Tymczasem w ogóle do mnie nie dociera, że lecę. Zdążyłam jeszcze wieczorem przepakować bagaż podręczny...Jednak mi się nie mieści wszystko. Główny wg wagi, którą miałam waży 22,7 czyli zostało mi jedynie 0,3 zapasu. Zważę ją jeszcze na lotnisku. Oby odbyło się bez niespodzianek. Naprawdę sądziłam, że mój ostatni post z polski będzie ciekawszy, dłuższy...Tymczasem nie wiem zupełnie o czym pisać.

Pozdrawiam całą moją rodzinkę i znajomych. Będę tęsknić :*



no i oczywiście wersja GLEE


a teraz coś polskiego :)


Zabrałeś razem z sobą tajemnice swe, zgubiłeś gdzieś do życia chęć
Uciekać jest najłatwiej chociaż nie masz gdzie
Wszędzie pełno Twoich miejsc, jeszcze jesteś z nami

Zdobyć świata szczyt albo przeżyć jeden dzień
Zapamiętać sny i zrozumieć jeden z nich
Ten jeden najważniejszy wielki sen
Ten jeden opowiedzieć im


Słuchając opowieści których finał znasz, to jaką szansę miłość ma
Utrzymaj jednak wiarę i zachowaj twarz
Tyle mamy w sobie zła, ile widzą inni


Dobranoc :) Ściskam mocno :*

poniedziałek, 17 września 2012

Tydzień

Tak dokładnie tyle mi pozostało do wyjazdu. Ponieważ dawno nie pisałam to jest o czym ;) Niektórzy już wiedzą, że 6.09 wreszcie się obroniłam. Było trochę stresu i nerwów, ale jakoś poszło :) Jestem naprawdę happy bo nie muszę zawracać sobie głowy obroną i szukaniem czasu na przyjazd do Polski tylko na tę okazję.
Skończyłam już karierę zawodową ;) Może nie do końca, bo kto wie co będę robiła po powrocie, ale póki co siedzę sobie na urlopie i odpoczywam. Od kolegów z pracy dostałam 3 walizki :) Jedna jest mega wielka, ale przy tym lekka i to w nią zapakuję swoje rzeczy. Od Kasi dostałam aniołka, który ma mnie chronić więc obowiązkowo leci ze mną :) Jednak największą niespodzianką był prezent od lekarzy, tego się nie spodziewałam. Dostałam piękny szal i kartkę. Do tego nasz doktor zaczął śpiewać jak mi ją wręczał ;) więc było zabawnie, ale też się wzruszyłam. Dopiero jak człowiek chce odejść to się dowiaduje jak go doceniają ;). Trochę tego załatwiania było. Obiegówka u mnie w pracy zawiera 24 pozycje o_O i to najstarsi wojownicy nie wiedzą nawet gdzie niektóre pozycje podpisać :P Dzięki jednej miłej Pani dałam radę załatwić wszystko i oddać ją w odpowiednie miejsce. Do piątku jeszcze urlop, a już od poniedziałku zaczynam nową przygodę. W piątek 7.09 odbyła się impreza weselno-pożegnalna u koleżanki z pracy. Zabawa była przednia :) Następnie 8.09 pojechałam do przyjaciółki na kolację i tu oczywiście musiał mnie spotkać pech bo ledwo dojechałam i mi zgasł samochód. Zostałam więc na noc, aby akumulator się naładował. Nie dało to wiele, ale pozwoliło mi dojechać do Warszawy. Niedziela upłynęła w miłym towarzystwie Kasi, byłyśmy na pożegnalnej kawce. W poniedziałek odzyskałam laptopa. Wreszcie został naprawiony i sru na urlop do rodziców. Powrót samochodem z nie ładującym się akumulatorem był ciekawy, ale "Renia" jest kochana i tylko raz dała ciała :D Od tygodnia sobie urlopuję. Odwiedzam rodzinkę i znajomych. Chce spędzić z nimi jak najwięcej czasu przed wyjazdem. Jutro tylko dwudniowy wypad do Warszawy by pozałatwiać ostatnie sprawy i pożegnać się z osobami z którymi jeszcze tego nie zrobiłam. Jak wrócę to już pakowanie mi pozostanie. Trochę rzeczy muszę jeszcze dokupić. Mam część prezentów dla host rodzinki, ale nie wszystko. W weekend może jakaś mała imprezka pożegnalna u rodziców i w poniedziałek 24.09 wylot. Aaaa po nie pisałam. Mam bilet :) Lecę 12.05 z Okęcia do Londynu i tam przesiadka w samolot do Nowego Jorku.






24.09 o 18.55 będę w...

to zdjęcie niektórzy pewnie już widzieli na fb, ale strasznie mi się podoba :)

Pozdrowienia :)

wtorek, 14 sierpnia 2012

Ufff chyba problem z głowy :)

Ostatnio znów intensywne dni. Po przeprowadzce jak tylko nie byłam w pracy to zajmowałam się siostrzenicą. Czasu na swoje rzeczy miałam mało, ale nie mogłam jej zostawiać z opiekunką gdy miałam wolne i mogłam się nią zająć. Już nawet nie chodzi o to, że powinnam się powoli przyzwyczajać do takiego całodniowego siedzenia z dziećmi przed wyjazdem, ja po prostu za bardzo ją kocham by ją zostawiać z obcą osobą ;) Poza tym tak ja do opieki wielogodzinnej na dziećmi jestem przyzwyczajona, jak większość przyszłych au pairek ;) Jestem pewna, że jeśli tylko rodzinka będzie ok to dam radę. Jedynie mogę bardzo tęsknić ;) Ostatnio przed wyjazdem mojej siostry i jej rodzinki nad morze aby zająć A. czymś innym i by nie przeszkadzała mamie zaczęłam z nią lepić z plasteliny. Siostra weszła i powiedziała, że ja naprawdę dobrze robię wyjeżdżając bo z tego co widzi to ja naprawdę się do tego nadaję, ja eeee o co chodzi?, a ona no wiesz K. jej opiekunka nigdy nie pomyślała i nie zaproponowała takiej zabawy :) Miło mi się zrobiło i naprawdę uwierzyłam w siebie. To, że lubię dzieci i naprawdę radość mi daje opieka nad nimi wiem, ale to tak miło jak ktoś cię doceni :P
Załatwiłam też KRK oczywiście jak to ja musiałam coś pomieszać :P Najpierw sprawdziłam w internecie adres patrzę Zwycięzców 34 (Warszawa), no to blisko mojej pracy, kojarzę teren ok ;) korzystając z tego, że K. siedziała z A. pojechałam to załatwić. Podchodzę siedzi jakiś pan Cieć ;)
pytam czy mogę tędy przez parking
on: a gdzie?
ja: no do KRK,
on: to nie tu Czerniakowska 100,
ja: O_o JAK TO?
on: no już z rok jak przenieśli
ja: no tak informacji nie me
on: nawet w prasie pisali, ale jak panienka nie wierzy niech idzie i się zapyta :D
Faktycznie to nie było tam :/ zrobiłam więc zakupy i wróciłam z niczym. Następnie po nocnym dyżurze pojechałam na tą Czerniakowską. Nic skomplikowanego. Wypełnia się wniosek, płaci 50 zł (nosz kurde za sprawdzenie w systemie i pieczęć no i ważne 6 miesięcy ehhh) i jak jest Twoja kolej to pani od ręki podbija. No najpierw musi dokończyć artykuł w jakimś Fakcie, Przyjaciółce itp i nawet nie odpowie na dzień dobry i udaje, że Cię nie ma :P polski standard ;).
Dziś udało mi się złożyć pracę mgr, ufff wreszcie. Nie obyło sie bez przeszkód i tu. Tak się zdenerwowałam, że przywaliłabym babie w samochód, ale cóż jeśli jeździ się jak ona to trudno w nią nie walnąć. Na szczęście udało się odbić w bok ;) Czekam na wynik antyplagiatu i potem praca do recenzji. Najważniejszą informacją jest, że raczej zdążę z obroną przed wyjazdem ;).
Same great news lol.

czwartek, 26 lipca 2012

Przeprowadzka

Już po raz czwarty się przeprowadzam. W życiu nie sądziłam, że będę musiała tyle razy wozić moje bambetle. Jestem typem zbieracza więc rzeczy mam mnóstwo, niestety. Już dwa razy wiozłam je do domu. Teraz zrobiłam już dwa kursy do siostry. Mam nadzieję, że ten, który nadejdzie będzie ostatnim. We wrześniu czeka mnie jeszcze przewiezienie reszty do domu no i najdalsza przeprowadzka w moim życiu ;) Pogoda nie sprzyja noszeniu ciężarów. Dziś myślałam, że spłynę cała i padnę ze zmęczenia. Do tego jak obliczyłam przez siedem ostatnich dni lipca mam sześć dyżurów w pracy. Jakby tego było mało dostałam odpowiedź od promotora i muszę sporo poprawić w ostatnim rozdziale. Chce bym to zrobiła jak najszybciej bo czasu jest coraz mniej. Tyle to i ja wiem, ale się nie potnę na kawałki i nie zostawię jednego by poprawiał tę mgr jak ja jestem w pracy ;). Dziś dostałam tel od koleżanki, że naszemu współlokatorowi przeszkadzało moje pranie ostatnie. No fakt robiłam je późno bo wtedy byłam w mieszkaniu i miałam czas. Potrzebowałam czystych rzeczy do pracy następnego dnia. Naprawdę cieszę się, że już tylko kilka dni zostało i wreszcie się uwolnię od tego toksycznego osobnika. Czepia się o pierdoły. Najchętniej bym go wysłała do lasu i zamknęła w odosobnieniu. Wtedy nikt mu nie będzie przeszkadzał i będzie sobie robił co tylko chce!
Tak, tak wiem zamiast nanosić poprawki to ja piszę jakieś głupoty, ale znowu mi się popsuł humor i musiałam się "wypisać".
Wrześniu nadchodź!!!

niedziela, 22 lipca 2012

Kryzys

Długo nic nie pisałam, ale ostatnimi czasy miałam mały kryzys. Wszystko zaczęło się walić. Pisanie mgr w ogóle mi nie szło. Tylko się denerwowałam, ale i tak nic nie robiłam w kierunku aby to zmienić. Wreszcie ogarnęłam statystykę i ostro przysiadłam. Udało się skończyć. Niestety mój promotor się nie odzywa, a do 18.08 muszę złożyć pracę by bronić się we wrześniu. Mam tylko nadzieję, że zdążę. Obrony mamy na początku września (na szczęście) przecież 24.09 wyjeżdżam...Oby się udało. Do tego popsuł mi się laptop. Któregoś dnia po prostu się nie włączył :/ Pożyczyłam od siostry aby móc pisać tę nieszczęsną pracę...Muszę go oddać do naprawy, ale obiecałam sobie, że zrobię to jak trochę się ogarnę. Może ktoś zna jakiś dobry punkt naprawy w Warszawie?? No i jakby było mało to do końca lipca muszę się wyprowadzić bo właściciel wypowiedział nam umowę...ehhhh. Na szczęście moja kochana siostra mnie przygarnie na miesiąc. We wrześniu idę na urlop więc wyjadę raczej do rodziców. Już chcę aby był ten wrzesień i abym była po obronie. Trzymajcie kciuki bym zdążyła ze wszystkim ;)
Strasznie ten post pokręcony, ale jak pisałam to się zdenerwowałam od nowa tym wszystkim...

sobota, 23 czerwca 2012

Z serii coś innego niż Au Pair ;) Glee

Miałam co prawda inne plany na teraz, ale pokrzepiona dobrymi słowami postanowiłam skleić nową notkę. Niestety nie będzie to nic o Au Pair bo i nic ciekawego ostatnio w związku z wyjazdem się nie dzieje ;) Powinnam chyba zmienić nazwę bloga bo jednoznacznie sugeruje ona temat :D ale chyba mogę napisać o czymś innym ;P
Dobra koniec niepotrzebnego ględzenia...Tematem pierwszej luźnej notki zostało po burzliwej dyskusji w mojej głowie xD uwaga GLEE

Tak, zdecydowanie kocham ten serial miłością wielką i nieprzerwaną od momentu obejrzenia pierwszego odcinka. Zaczęło się to od dnia gdy wraz z koleżanką siedziałyśmy i rozmawiałyśmy, a w tle leciała chyba Viva czy inna muzyczna TV. Usłyszałam piosenkę wykonywaną w tym właśnie serialu. Koleżanka stwierdziła, że bardzo ją wkurza głos "tej laski" :D ja natomiast byłam zafascynowana i zaczęłam szperanie w necie. Dla tych co GLEE nie widzieli krótki opis: Nauczyciel języka hiszpańskiego, w jednej z amerykańskich szkół średnich, Will Schuester (Matthew Morrison), chcąc przywrócić szkolny Glee Club do dawnej świetności, postanawia zostać jego kierownikiem. Nie spodziewa się tylko przeciwności jakim będzie musiał stawić czoło: od niechęci i sceptycyzmu uczniów, do podłych intryg trenerki (Jane Lynch) szkolnej drużyny cheerleaderek (filmweb). Jako, że serial przedstawia losy chóru szkolnego w (USA Glee Club) dużo tam się śpiewa i trochę tańczy, a ja uwielbiam musicale, filmy muzyczne i Bollywood. No o tym napiszę innym razem :). 
Tutaj trailer do pierwszego sezonu: 
Kiedyś na youtube przy jakimś filmiku dotyczącym Glee ktoś zapytał czy warto to obejrzeć? spodobała mi się jedna z odpowiedzi, że warto bo serial ten doprowadzi Cię do śmiechu, łez, ale większość czasu będziesz się uśmiechać i zupełnie się z tym zgadzam. Bywają momenty wzruszeń, a ja łatwo się nie wzruszam no chyba, że sama coś oglądam ;) ale przede wszystkim Glee to mnóstwo śmiechu. Szczególnie dobra w doprowadzaniu do niego jest postać trenerki Sue Sylvester :).  




Tu kilka fotek:



O GLEE mogłabym pisać i pisać, ale zrobiło sie późno ;) dodam jeszcze link do piosenki, którą usłyszałam jako pierwszą i dzięki niej odnalazłam ten serial. Obejrzałam go w ekspresowym tempie, bo musiałam pisać wtedy pracę licencjacką więc oczywiście jak to ja musiałam znaleźć coś ciekawego :) Teraz niecierpliwie czekam na czwarty sezon. Z tego co widzę pierwszy odcinek uda mi się obejrzeć jeszcze PL kolejne raczej już w USA, to może być ciekawe GLEE oglądane w dniu premiery w hamerykańskiej TV ;). No to już kończę. Pozdrawiam i dobranoc :) aaa może ktoś wie czemu u mnie pokazuje inną godzinę na blogu?? jak to zmienić?? 
EmKa - GLEEK :D

I piosenka, którą obiecałam, tak to było "Don't stop believin" :)